niedziela, 18 września 2011

Uciekinierka z San Benito

Hiszpania, początek XVII wieku. W rodzinie zubożałego szlachcica rodzi się czwarta dziewczynka - Catalina. Załamany don Martin de Rojo postanawia, za namową siostry, przeoryszy klasztoru Świętego Benedykta, zamienić ją na chłopca, syna jednej z podopiecznych klasztoru. Catalina dorasta wśród sióstr zakonnych nie znając własnej tożsamości i nie zdając sobie sprawy ze swojej niezwykłej urody. Prawdziwe pochodzenie dziewczynki zdradza jedynie odziedziczone po ojcu znamię w kształcie oka, z którego spływają trzy łzy. Wielka chęć poznania świata, nagła śmierć przeoryszy, fałszywe oskarżenia, knowania siostry Gabrieli, odrażające zachowanie ojce Rivandeneiry -te wszystkie powody skłaniają czternastoletnią Catalinę do opuszczenia klasztoru w męskim przebraniu. Od tej pory będzie musiała uciekać przed nieprzyjaciółmi, z depczącą jej po piętach Świętą Inkwizycją na czele, walczyć o życie i radzić sobie w świecie, którego dotąd nie znała. Catalina wędruje przez hiszpańskie prowincje, zmieniając ubrania i tożsamość; poznaje życie i tajemnice wielu różnych ludzi, od przedstawicieli nizin społecznych po osoby na świeczniku. Dowiaduje się o trwającym na nią polowaniu, które może mieć związem ze szkarłatnym znamieniem, jakie oprócz niej nosił też pewien Żyd spalony na stosie dwa wieki wcześniej. Na swojej drodze spotyka miłość... i w końcu trafia na szafot. Czy tam dopełni się jej los? *

Wiele oczekiwałam od tej książki. Miałam nadzieję na ciekawą historię, od której trudno się będzie choć na chwilę oderwać. Mam jednakże mieszane uczucia. Nie zawiodłam się, ale moje oczekiwania też nie do końca się spełniły. Jednym słowem: mogło być lepiej.

Rzecz dzieje się w XVII-wiecznej Hiszpanii. Spodziewałam się, więc że klimat tego okresu zostanie oddany znacznie lepiej. I choć nierzadko widoczne było, że bohaterowie nie znajdują się w czasach nam, czytelnikom współczesnych, czegoś mi tu brakowało. Niemal w ogóle nie byłam świadoma tego, że cała akcja powieści toczy się w Hiszpanii. Bohaterowie za to zostali całkiem dobrze wykreowani. Każdy z nich odznaczał się innymi cechami charakteru. Dzięki temu miałam wrażenie, że każdy z nich jest indywidualny, wyjątkowy.

Całość oceniam jednak pozytywnie. Chufo Llorens stworzył dobrą powieść z kilkoma wadami, ale w końcu w której książce nie można znaleźć nic negatywnego? Jest takich z pewnością bardzo mało.

9 komentarzy:

  1. Mam tę książkę na liście, czytałam o niej różne opinię, ale najlepiej jak każdy przekona się na własnej skórze :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na razie nie mam ochoty na tę książkę. Może kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Też jeszcze nie jestem przekonana. Może kiedyś jednak sięgnę

    OdpowiedzUsuń
  4. Może kiedyś sięgnę, jednak raczej w odległej przyszłości. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Książka mnie ciekawiła, ale kiedy dostrzegłam ją na półce (i zobaczyłam, ile ma stron), zwątpiłam ^^' Może jednak spróbuję wrócić...?

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja również mam tę książkę na liście, ale jeszcze jej nie zakupiłam, bo najpierw chciałam przeczytać kilka recenzji... Póki co, to na razie "Uciekinierka z San Benito" schodzi na dalszy plan, bo spotkałam się z różnymi opiniami na jej temat. Lepiej dmuchać na zimne, niż później żałować, że przeznaczyło się cenne pieniądze na coś nie wartego uwagi, a można było kupić coś o wiele lepszego :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wygląda na książkę dla mnie, lubię takie klimaty, myslę, że odnalazłabym się w niej i na pewno przeczytała z przyjemnością :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Z pewnością przypadłaby mi do gustu, ale nie wiem kiedy pojawi się w bibliotece

    OdpowiedzUsuń
  9. Z tego, co pamiętam jest dość długa, więc nie wiem, czy warto poświęcać na nią tyle czasu... aczkolwiek jeszcze coś z Ciebie o niej wyciągnę i wtedy zobaczę, czy przeczytam. :D

    OdpowiedzUsuń